Na tym blogu poświęcam dość sporo treści problemom szkolnictwa wyższego. Jako (jeszcze) student na co dzień stykam się ze wszystkimi bolączkami polskich uczelni i nie widzę jakiejkolwiek woli zmian. Dzisiaj publikuję kolejny wpis dotyczący szkolnictwa wyższego, który dedukuję wszystkim osobom odpowiedzialnym za jakość kształcenia.
Całkiem niedawno został przygotowany specjalny raport o stanie szkolnictwa wyższego w Polsce przez firmę Ernst&Young. Cały (dość obszerny) dokument można znaleźć w internecie. Jednak ostatnio dotarłem do bardzo ciekawej analizy tego raportu dokonanej przez... Krytykę Polityczną:
http://www.krytykapolityczna.pl/Opinie/10grzechowglownychraportuErnstYoungostaniepolskiejnaukiiszkolnictwawyzszego/menuid-1.html
Autorzy tego opracowania dość ostro wykazują niekompetencję osób przygotowujących ten raport, ale nie to jest najważniejsze. Zgadzam się z większością uwag zgłoszonych przez Krytykę i bardzo popieram jakąkolwiek dyskusję nad problemami polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Jednak i w raporcie i w opracowaniu Krytyki brakuje mi poruszenia najważniejszego problemu polskiego szkolnictwa - jakości kształcenia.
We wszystkich tych raportach, analizach, etc. brakuje mi najbardziej określenia celu działania uczelni wyższych. Wydaje mi się, że jednym z najważniejszych zadań uczelni jest dobre kształcenie swoich studentów połączone z działalnością badawczą. Niestety nikt o tym nie wspomina, że jakość kształcenia w Polsce jest żenująco niska. Pisałem już o tym wielokrotnie i będę dalej pisał, że wykładowcy często są nieprzygotowani na zajęcia, olewają i zwyczajnie nie szanują studentów, prowadzenie wykładu jest przeważnie "karą" i uciążliwym obowiązkiem, itd. Można wypisywać tak w nieskończoność. Na chyba wszystkich uczelniach nie istnieją jakiekolwiek skuteczne sposoby egzekwowania jakości kształcenia. Ba, nie ma nawet polityki jakości nauczania. Niektóre uczelnie tworzą jakieś programy ankietyzacji i oceny pracowników, ale są to tylko puste słowa i wyrzucone pieniądze. Tak naprawdę wyniki ankiet oceny wykładowców nie są w ogóle brane pod uwagę i nie wywołują kolejnych działań.
Problem jest bardzo trudny do rozwiązania, ale bez głośnego zaznaczenia tej patologii, nie będzie możliwości jej zwalczania. Oto moje propozycje działań poprawiających jakość kształcenia na uczelniach:
- zamiast "zmuszania" pracowników naukowych do prowadzenia wykładów można dodatkowo wesprzeć tych, którzy mają zacięcie do prowadzenia zajęć (wielu naukowców nie nadaje się do prowadzenia jakichkolwiek zajęć)
- intensywne szkolenia z zakresu autoprezentacji, czy ciekawego sposobu pokazywania nauki. Po okresie szkoleń powinna nastąpić weryfikacja umiejętności nabytych przez wykładowców.
- specjalne nagrody finansowe dla najlepszych wykładowców
- jeżeli wykładowca został negatywnie oceniony przez studentów, to nie prowadzi zajęć w następnym semestrze.
- pełna analiza ankiet sprawdzających jakość kształcenia (obowiązkowe sprawozdania dla rektora). Dodatkowo wszystkie wyniki ankietyzacji powinny być jawne i powszechnie dostępne np. w internecie.
- obowiązkowa rotacja wykładowców. Nie można wykładać 30 lat na jednej uczelni. Dodatkowo radziłbym obowiązkowe wykłady na każdym wydziale prowadzone przez zapraszanych naukowców z zagranicy tzw. visiting professors.
To tylko kilka pomysłów jak można poprawić jakość kształcenia na polskich uczelniach. Jeżeli dalej nauczanie na uczelniach będzie przebiegało jak dotychczas, to dalej będziemy generować upośledzonych absolwentów, którzy nigdy nie stworzą modnej ostatnio gospodarki opartej na wiedzy. Po prostu zabraknie im mentorów, którzy zainspirują ich do działania. Mam nadzieję, że kiedyś doczekam się wykładu takiego jak ten prof. Wakter'a Lewin'a:
Prywatne szkolnictwo wyższe to jedyne lekarstwo na te bolączki.
OdpowiedzUsuńWedług mnie rozwiązanie problemu nie leży w zmianie systemu, aczkolwiek pewna jego część owszem jak np:. dofinansowanie szkolnictwa, system motywacji pracowników i studentów. Czynnikiem, który ma determinujący wpływ jest ludzka mentalność. Wykładowcy jak i studenci są ludźmi i założenia posiadają szereg wad.
OdpowiedzUsuńKażdy się zgodzi z tezą, że ludzie przeważnie są konformistami, lubią dostawać jak najwięcej przy jak najmniejszym nakładzie pracy. Pytanie jest tylko czy będą wybierać drogę na skróty czy dłuższą, bardziej żmudną ale zwieńczoną sukcesem. Otóż w Polsce istnieje wciąż silne przekonanie, że najlepsza jest szybka kasa i szybkie efekty. Stąd między innymi brak zainteresowania wykładowców, ich nie interesuje czy studentowi jest potrzebna ta wiedza, jak ją wykorzysta tylko jak w najprostszy sposób wykonać standardy nauczania. Studenci natomiast zadowalają się zaliczeniami, zamiast faktycznymi umiejętnościami (zasada 3 z).
Uważam, że temat jest bardzo obszerny i należy spojrzeć na niego z wielu pozycji, również wykładowcy.
We wcześniejszych wpisach pisałem, że wykładowcy udają, że prowadzą zajęcia, a studenci udają, że się uczą. Moim zdaniem zmiana jednak powinna wyjść od uczelni. Podałem kilka propozycji jak można spróbować podnieść jakość kształcenia. Jeżeli wykłady byłyby bardzo dobrze prowadzone w interesujący sposób, to studenci chętniej by w nich uczestniczyli i tym samym zainteresowali się konkretnym przedmiotem. Na końcu znajduje się wykład prof. Lewin'a z MIT, który jest adresowany do nauczycieli, wykładowców i mówi o tym, jak przygotowywać dobre zajęcia, jak zainteresować studentów swoją pasją i jak sprawić, żeby pokochali w tym przypadku fizykę.
OdpowiedzUsuńJestem zdania, że wszelkie odgórne próby zmiany skazane są na porażką. Inicjatywa musi wyjść od studentów i wykładowców, a państwo powinno wspierać wysiłki tych zaangażowanych w reformę. W Polsce natomiast widać totalny dysonans z tym co jest potrzebne wyższemu szkolnictwu, a co oferuje państwo.
OdpowiedzUsuńSam nie wiem dlaczego mój post został przypisany jakiemuś Maćkowi
OdpowiedzUsuńPiotr M.